Jeszcze w piątek wieczorem ustalając na mieszkaniu trasę już było pewne że na wspaniałe widoki nie mamy co liczyć, chwila przemyśleń i ustalone, jedziemy do Doliny Chochołowskiej pod uwagę była jeszcze brana dolina pięciu stawów ale ze względu na brak raków było ryzyko że nigdzie dalej nie zajdziemy.
Pobudka standardowo o 4:00, szybka kawa, toaleta i start ....
oczywiście tak się zagadałem z Bartkiem że zgubiliśmy trasę i na parkingu dopiero się zameldowaliśmy o 7:30
Idąc Doliną do schroniska deszcz który już padał oraz spore zachmurzenie rozwiały totalnie nasze pomysły zdobycia Wołowca i zostało ustalone że skoczymy ok. 300 metrów niżej czyli na Trzydniowiański Wierch.
Szlak na wysokości lasu raczej nie stanowił żadnego wyzwania ;) w sumie tylko raz się zgubiliśmy i to nie przez naszą słabą orientację w terenie ale przez ślady którymi staraliśmy się dojść na szczyt, kilka razy prowadziły okrężną drogą.
Powyżej lasu już na otwartej przestrzeni zaczyna się zabawa :) silny wiatr który wraz ze śniegiem wbijał się w policzki jak żyletki wraz z wysokością zyskiwał na sile ... było coraz gorzej ale jak to zawsze jest kiedy idziemy w dwie Osoby nikt nie chce zrezygnować ;)
Kwestia tego że szlak zgubiliśmy jakieś 200 metrów niżej jakoś na nas nie robiła żadnego wrażenia, była góra na którą chcemy wejść i tyle :) dopiero jakieś 10 metrów przed szczytem spojrzałem na zegarek garmina i on mnie uświadomił że jesteśmy już na 1820 metrów a góra na która idziemy jest poniżej nas ...... :)
Tak czy inaczej takie warunki coraz bardziej nas nakręcają na kolejne wyjścia, jak wypowiedziane wspaniałe zdanie "life begins at the end of your comfort zone"
Zapraszam do galerii
Copyright © 2014 by gorskieblogi